Gdzie goła baba sprzedaje produkty regionalne?
Jakiś czas temu, podczas urlopu spędzanego na Kaszubach, miałem okazję zwiedzać skansen etnograficzny we Wdzydzach Kiszewskich. W skansenie tym znajduje się bar serwujący oprócz tradycyjnej coli i batonów, również potrawy regionalne.
Stojąc w kolejce, obserwowałem klientów i zauważyłem, że wszyscy – bez wyjątków – kupowali pewien smakołyk o wdzięcznej nazwie „Ruchanki”. Nazwa potrawy była na tyle intrygująca, że oczywiście również i ja kupiłem „to coś”. Okazało się, że chodzi po prostu o racuchy, na marginesie – bardzo smaczne. Zastanówmy się jednak czy gdyby te ciastka nazwano po prostu racuchami – sprzedawały by się równie dobrze jak Ruchanki? Stawiam dolary przeciwko wodzie z kranu, że nie.
Dla pełnej jasności: pochodzenie nazwy wdzydzkich racuchów nie ma nic wspólnego z rozmnażaniem się człowieka – natomiast w dzisiejszych czasach słowo to wywołuje jednak ściśle określone skojarzenia.
Jak wiadomo, za pomocą przysłowiowej „gołej baby” można w pewien dodatni sposób wpłynąć na poziom sprzedaży. Tak to już jest, że bazowanie na podstawowych odruchach ludzkich daje efekt w postaci zwrócenia uwagi odbiorcy przekazu na instynktowny bodziec. Pozostaje mieć nadzieję, że klient mimochodem zauważy również produkt, spoczywający gdzieś obok wyzwalającego zainteresowanie impulsu. Czasem nie potrzeba nawet graficznej reprezentacji golizny w czystej formie – wystarczy zastosować jakieś skojarzenie, odnoszące się do tej sfery ludzkich zachowań.
Przykład – tytuł tego wpisu. Czy już sama wzmianka zastosowana w tytule nie skłoniła co niektórych do zainteresowania się tym co będzie dalej? Podobnie jest z kaszubskimi racuchami. Ich niekonwencjonalna nazwa wyzwala w naszych głowach zaciekawienie ponieważ w pewien sposób odnosi się do tej sfery, o której nie rozmawia się publicznie z przypadkowo poznanymi ludźmi.
Ruchanki są pozytywnym przykładem wykorzystania siły przyciągania „gołej baby” w bardzo subtelny i humorystyczny sposób. Dla tego typu produktów sprawdza się on doskonale – czego nie można powiedzieć o innych przykładach, które w mniej lub bardziej oczywisty sposób wykorzystują nasze instynktowne radary aby sprzedać nam gładzie szpachlowe, stal ciągnioną czy reklamy wielkopowierzchniowe.
Gratuluję zatem kaszubskim przedstawicielom branży gastronomicznej udanego wykorzystania jednoznacznych skojarzeń do zwiększenia sprzedaży swoich racuchów. Tym bardziej, że zrobili to nie łamiąc zasad dobrego smaku.