Jak atak serca nakręca sprzedaż w fast-foodzie

Maj 11, 2015

W czasach, gdy rozmaite autorytety mówią nam „Jak Żyć” a zdrowe odżywianie zyskało miano kolejnej quasi-religii, pewna restauracja w Las Vegas postawiła wszystko to na głowie – i odniosła sukces.

Restauracja nazywa się „Heart Attack Grill” i swój model sprzedaży oparła na tym, co wszystkie inne fast-foody z tą różnicą, że docisnęli gaz do deski tak mocno jak się tylko dało. Co można bowiem innego powiedzieć o ośmiopiętrowym hamburgerze z czterdziestoma paskami bekonu, który liczy sobie około 20.000 kalorii. Frytki o nazwie „flatliners”, smażone w smalcu, darmowa wyżerka dla osób ważących ponad 350 funtów (ok. 158 kg) oraz wymierzane z całą siłą klapsy dla tych niejadków, którzy nie opróżnili talerzy – to kolejne przykłady modelu biznesowego tej restauracji.

Właściciel restauracji – Jon Basso – odpytywany przez rozmaitych dziennikarzy czy nie ma wyrzutów sumienia zapychając tętnice swoich klientów, którzy i bez tego są najbardziej otyłym narodem świata, w odpowiedzi wyciąga i kładzie na stół torbę z prochami „rzecznika” swojej restauracji (który zmarł z powodu złego odżywiania się). Pan Jon – jak sam twierdzi – w sali swojej restauracji miał już trzy ataki serca i jeden zgon wśród swoich klientów i dlatego nosi ze sobą oraz pokazuje im ów woreczek z prochami aby ich uświadamiać „co się nie wydarzy, jeśli nie będą go słuchać” (świetna zbitka słowna – tak przy okazji).

Mówi prosto z mostu: „my sprzedajemy śmieciowe jedzenie, inne restauracje też to robią ale tylko my mówimy o tym wprost i dlatego jesteśmy szczerzy wobec naszych klientów, podczas gdy inne fast-foody – nie są”. Trudno odmówić mu racji. Jego szczerość aż boli kiedy mówi również „każdy zawał serca i każda śmierć w mojej restauracji jest dobra dla mojego biznesu” – co znajduje potwierdzenie w tłumie klientów szturmujących jego przybytek.

Seth Godin w swojej książce „Teraz małe jest wielkie” pisze, że aby odnieść sukces sprzedażowy trzeba dać klientom czegoś bardzo dużo, albo bardzo mało. Trzeba zaoferować coś super – albo coś do kitu. Innymi słowy – nie można być przeciętnym.

Jon Basso i jego „Heart Attack Grill” w stu procentach potwierdzają tą tezę Setha Godina. W restauracji nie ma mowy o przeciętności w wydaniu fast-foodowym. Miejsce to jest bardziej atrakcją turystyczną i przeżyciem dla klientów niż jadłodajnią. Dlatego właśnie odniosła sukces, ponieważ – podobnie jak McDonald’s – nie sprzedaje hamburgerów tylko pozytywne emocje. Ludzie kupują ten pomysł nawet jeśli z każdym kęsem „Ośmiopiętrowca” są o krok bliżej swojego własnego ataku serca.

Facebook

Archiwa

Zakaz kopiowania materiałów bez zgody autora © 2017