Wystarczy nie być impotentem

Wrzesień 26, 2014

W powszechnym mniemaniu agenci ubezpieczeniowi w poszukiwaniu klientów włażą w najmniejszą dziurę – jeśli tylko mogą. Kto oglądał komedię „Dzień Świstaka”, ten zapewne pamięta postać Neda – natrętnego agenta ubezpieczeniowego, który w końcu doczekał się transakcji życia. Do zeszłego tygodnia myślałem, że taka jest rzeczywistość. Byłem w błędzie.

Upływał termin ważności mojej polisy OC. Pozostały jeszcze dwa tygodnie do jej wygaśnięcia. Skontaktowałem się z moim dotychczasowym agentem z trywialną prośbą o przedłużenie polisy na tych samych warunkach jak dotąd i przesłanie mi dokumentów do podpisu. Agent oddzwonił, że oczywiście nie będzie problemu i oddzwoni do mnie w niedzielę, żeby ustalić szczegóły. Rozmawialiśmy  w poniedziałek więc uznałem, że mogę jeszcze trochę poczekać – w końcu nie pali się.

Tymczasem nadeszła niedziela i nikt nie zadzwonił. Potem nadszedł poniedziałek i również nic. Pozostał mniej niż tydzień ważności mojego OC. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. W wtorek podjechałem do najbliższego brokera ubezpieczeniowego w mojej okolicy i w ciągu mniej niż 10 minut załatwiłem sobie nową polisę w tym samym towarzystwie ubezpieczeniowym. Wieczorem zadzwonił telefon. To mój, były już, agent – chciał się dowiedzieć co się dzieje, bo właśnie usiłuje wypełnić dokumenty dla mnie i nie może tego zrobić bo mu system wariuje. Wyjaśniłem mu w krótkich słowach, że umawialiśmy się że zadzwoni do mnie w niedzielę a tymczasem mamy wtorek i nie mogłem już dłużej czekać więc sam załatwiłem sobie nowe OC u kogoś innego.

Mój, były już, agent z zaskoczenia opuścił wszystkie możliwe zasłony i gardy gdyż wypalił mi z rozbrajającą szczerością, że był na jakimś tam wyjeździe i nie przywiązywał aż tak dużej wagi do mojej sprawy – w końcu było jeszcze kilka dni zapasu. W tym momencie resztki poczucia winy jakie jeszcze we mnie tkwiły ulotniły się jak spirytus na rozgrzanych kamieniach – to, że gość nie przywiązywał aż tak dużej wagi do mojej sprawy to raczej zrozumiałe – w końcu nie ubezpieczał flotylli aut służbowych ani pałacu Carringtonów, tylko zwykły samochód osobowy. Jednak to, że nie dotrzymał słowa i jeszcze powiedział mi wprost co o mnie – jako o kliencie – myślał, dało mi wystarczające powody, żeby już nigdy nie mieć z nim do czynienia.

Przy okazji tej sytuacji – wszyscy możemy wyciągnąć z niej dwie lekcje. Po pierwsze, jeśli obiecujemy klientowi kontakt w określonym dniu – róbmy to niezależnie od sytuacji. W ostateczności napiszmy chociaż sms, że nie daliśmy rady i zadzwonimy jutro – ale w jakikolwiek sposób, odezwijmy się do klienta. Po drugie – biadolenie wielu handlowców, że nic nie da się już ulepszyć czy zrobić w celu zachęcenia klientów do własnej oferty to bzdury. Jak widać na powyższym przykładzie wystarczy dotrzymywać słowa.

Dobrze ujął to Jerzy Pilch jako bohater filmu „Wtorek”. Na pytanie skąd biorą się jego oszałamiające sukcesy z kobietami (w domyśle – pomimo niezbyt imponujących warunków zewnętrznych), powiedział: „czasy są takie, że wystarczy nie być impotentem i już się jest w czołówce”. True story.

Facebook

Archiwa

Zakaz kopiowania materiałów bez zgody autora © 2017