Człowiek-Kalafior kontra Człowiek-Marchewka
W Polsce wciąż ustawiają się kolejki po towar w sklepach. Jednak nie chodzi tu o mięso, chleb czy papier toaletowy. Symbolem niedoboru w dzisiejszej rzeczywistości są szmaciane maskotki-warzywa. Nazywają się Świeżaki. O posiadanie tych zabawek toczą się w naszym kraju prawdziwe boje – zarówno w internecie jak i w realu.
Krótko o co chodzi. Jeśli zrobisz zakupy w sieci „Biedronka”, to za określoną kwotę zakupów dostaniesz naklejkę. Po uzbieraniu odpowiedniej liczby naklejek (60 lub 30 – w zależności od rodzaju maskotki) nabywasz prawo do darmowego odbioru zabawki. Możesz ją oczywiście kupić od razu jednak cena ustawiona jest dość zaporowo (49,99 zł).
W kolejkach do kas dochodzi między klientami do negocjacji, próśb lub nawet agresywnych przejęć naklejek. W internecie, niektórzy zachęcają do niszczenia naklejek, umieszczają zdjęcia na których palą zdobyte Świeżaki. Portale z ogłoszeniami są pełne prawdziwych i fałszywych ogłoszeń sprzedam/oddam Świeżaki i tak dalej. Prawdziwa Święta Wojna. A „Biedronka” liczy zyski. Takiej darmowej reklamy można im tylko pozazdrościć.
No ale zastosowanie Reguły Niedostępności (opisywałem ją np. tutaj: http://artofsale.com.pl/zasada-niedostepnosci) ma swoje granice. Konkurencyjna sieć Lidl zauważyła, że frustracja ludzi z powodu tego, że nie mogą dostać upragnionych Świeżaków, jest zbyt wielka – i sami zaproponowali kontrofertę.
Wypuścili na rynek swoją – bliźniaczo podobną – serię maskotek, które nazwali Lidlaki. Nie można ich co prawda dostać za darmo – ale cena 9,99 zł za maskotkę to niska cena za brak konieczności upokarzania się i żebrania o naklejki w kolejce do kasy. Tu wszystko jest rozegrane kulturalnie i prosto – chcesz maskotkę, płacisz śmieszną cenę. Nie chcesz – nie płacisz. Wieszczę Lidlakom spory sukces.
Zastanawia mnie, skąd wziął się fenomen tych – w gruncie rzeczy – słabych zabawek? Albo „Biedronka” zastosowała kilka sprytnych reguł socjotechnicznych i zmanipulowała klientów do walki o Świeżaki, albo jest to niewesoły obraz współczesnego, przeciętnego obywatela, robiącego zakupy w tym sklepie. Kiedy słyszy magiczne słowa „za darmo” (koniecznie z gwiazdką oznaczającą ukryty haczyk) – jest gotów na wszystko, byle przytachać do domu upolowanego pomidora.
Objawia się tutaj wspomnienie kultury łowców-zbieraczy z zamierzchłych czasów ludzkości. Najpierw musisz w pocie czoła uzbierać kilkadziesiąt karteczek, niczym życiodajnych jagód w prastarej puszczy a potem przechodzisz do etapu numer dwa gdzie walczysz jak starożytni gladiatorzy o to, żeby móc przytulić się do miękkiej truskawy i w ten sposób pokazać wszystkim – „dałem radę, jestem kimś na tym świecie”.
Nie są to bynajmniej odosobnione przypadki w świecie sprzedaży. Jakiś czas temu TVN również proponował misie z limitowanej kolekcji, które ludzie kupowali na pniu a czarny rynek spekulantów misiami, kwitł w najlepsze. Jednak ogromny szum medialny jaki wywołały Świeżaki i ich lidlowskie klony pokazuje, że można się wiele nauczyć od marketingowców, którzy przygotowali obie te akcje.